Każde małe miasto ma swój Wawel

964 – tyle jest miast w Polsce. Tylko 37 z nich to ośrodki z liczbą ludności powyżej 100 tys. Resztę określa się miastami małymi i średnimi. Wszyscy znamy architekturę takich miejsc, jak Lublin, Katowice czy Gdynia – wiedza o niej jest pielęgnowana: powstają broszury, filmy, organizowane są spacery miejskie. Natomiast spuścizna architektoniczno-urbanistyczna mniejszych ośrodków często jest zostawiana sama sobie. 

Zobacz także -> 4 Design Days 2022: Przeczytaj ważne cytaty, zobacz wielką galerię zdjęć!

Zasoby są, brakuje chęci

- Dziedzictwo architektoniczne mniejszych miejscowości jest zaskakująco bogate, tyle tylko, że bardzo często są to obiekty zapomniane i z różnych powodów zaniedbane. Czekają na odkrycie i wydobycie z nich atrakcyjności - mówi Olga Drenda, pisarka i eseistka, autorka m.in. książki pt. "Duchologia polska". - Często jadąc zobaczyć konkretny budynek, znajduję trzy inne, które są interesujące. Jednym z ostatnich odkryć są Pionki i tamtejsze mozaiki, które zostały wkomponowane w odnowione centrum handlowe - mówi i dodaje, że z drugiej strony kapitał wizerunkowy miasta oparty na atrakcyjności budynków bardzo często zostaje zaprzepaszczony przez powierzchowne myślenie o renowacjach. - Nierzadko dla włodarzy mniejszych miast wszystko co jest nowe, oznacza lepsze – podkreśla Drenda.

W podobnym tonie wypowiada się Marcin Furtak,  wykładowca i założyciel Pracowni Projektowej F-11, który swoją pracę naukową poświęca tematyce zachowania dziedzictwa architektonicznego mniejszych miast, zwłaszcza tych na terenie dawnego Centralnego Okręgu Przemysłowego. - O ile wojewódzkie urzędy konserwatorskie wykazują sporą świadomość dotyczącą zasobów dużych miast, o tyle nie przywiązywana jest należyta uwaga mniejszym ośrodkom. Istnieje niewiele delegatur urzędów wojewódzkich. W związku z tym zabytki są zdane tak naprawdę na „być albo nie być”, decydują o nich politycy. A te obiekty bardzo często przeszkadzają w lokalnym sprawowaniu władzy - zaznacza ekspert.

Na potwierdzenie swoich słów architekt przywołuje przypadek przedwojennego szpitala ZUS w Starachowicach. - Jest to obiekt zaprojektowany przez architekta z nazwiskiem, warszawiaka i wybudowany czynem społecznym przez mieszkańców. Obecnie miasto nie jest zainteresowane zachowaniem tego budynku, pomimo dowiedzenia w ekspertyzie technicznej, że jest on do odratowania. To kuriozalna sytuacja: trwa walka o obiekt wpisany do ewidencji zabytków. Ja, krakus, walczę z lokalną społecznością o zachowanie zabytku doniosłego w skali regionu - mówi z żalem Furtak. - O ile wszyscy wiemy, żeby dbać o Wawel czy Sukiennice, o tyle obiekt w mniejszej miejscowości nie budzi już takich emocji w przypadku jego wyburzenia czy szpecącego przekształcenia. W Starachowicach zniszczono kilkanaście modernistycznych brył rangi ogólnopolskiej, bez refleksji i skrupułów. Tam też istnieje tożsamość. Tam Wawelem jest szpital ZUS. Tam też ludzie powinni się identyfikować ze swoim miejscem – podkreśla architekt.

Niezwykle cenny głos w dyskusji należy do Krzysztofa Fabera, właściciela i głównego projektanta w pracowni FAAR architekci, który na co dzień żyje i projektuje w małym mieście, jakim są Wadowice. - Tu się urodziłem, wychowałem i tu wróciłem po 20 latach. Jakiś czas temu działałem w komisji urbanistycznej, gdzie opiniowaliśmy lokalne projekty w konfrontacji z lokalną społecznością. Za każdym razem jest to spora walka: temat zachowania dziedzictwa architektonicznego to otwarcie puszki Pandory. Niestety, ale społeczność małych miast charakteryzuje niestety niska samoświadomość - mówi Faber.

Zuzanna Mielczarek, architektka i badaczka, kuratorka projektu "Powiaty" Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki podkreśla jednak, że nie można zbytnio uogólniać tej sytuacji. - Zabytek często przegrywa z inwestycjami mającymi pobudzić gospodarczo miasto, te obiekty są często trudno adaptowalne do komercyjnych działań - podkreśla.

"Powiaty" - małe miasta pod lupą

Jednak od jakiegoś czasu instytucje państwowe tworzą projekty, które mają za zadanie rzucić światło na wyjątkowość architektury miast mniejszych. Narodowy Instytut Dziedzictwa organizuje konkurs Zabytek Zadbany, w którym wielokrotnie doceniane były obiekty z niedużych ośrodków, a Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki kieruje dwoma takimi projektami: Laboratorium Regionów i „Powiatami”

Idea "Powiatów" opiera się na popularyzacji i promocji spuścizny architektonicznej miast powiatowych II RP - ale nie tylko tej modernistycznej. W ciągu trzech edycji projektu udało się współpracować z lokalnymi kuratorami z 21 miejsc. W ramach inicjatywy w miastach organizowane były spacery architektoniczne, warsztaty, debaty, pokazy filmowe, powstawały przewodniki, pocztówki i inne gadżety. Jednym z głównym motywów projektu była również aktywizacja lokalnej społeczności i zwrócenie uwagi na cenne zasoby poszczególnych miast.

"Powiaty" pokazały, że entuzjazm i zainteresowanie lokalnym dziedzictwem jednak pojawiają się wśród mieszkańców. - Kiedy pojechaliśmy w Skarżysku-Kamiennej na Górną Kolonię lokalna społeczność była niemal gotowa obłożyć nas kijami: myśleli, że chcemy coś zrobić w przestrzeni, poczuli się zagrożeni. Czasem takie podejście ociera się o obsesję, a czasem spotykamy lokalnych konserwatorów, którzy w sposób łagodny i cierpliwy tłumaczą innym, dlaczego coś jest unikalne. Takie osoby spotkałyśmy m.in. w Sosnowcu, czy Brodnicy - mówi Alicja Gzowska, historyczka architektury, kuratorka projektu "Powiaty", Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki. - Moim zdaniem problem z mniejszymi miastami leży gdzie indziej. Dbałość o zabytki nie przekłada się na wspomnianą wolę polityczną. Na debacie w Skarżysku konserwator powiedział, że nie będzie wpisywał fantastycznego osiedla do rejestru zabytków bo po pierwsze nie chce szkodzić mieszkańcom, a po drugie budynki nie są w złym stanie technicznym - dodaje.

Marcin Furtak uważa, że lokalni amatorzy architektury nie mają siły przebicia, jest ich za mało. - Pasjonaci są świadomi i działają. Jednak w zderzeniu z politykami nie mają szans. Świadoma grupa wśród społeczności całego miasta to kropla w morzu. Ta grupa w zasadzie nie ma prawa głosu. Naszą misją nie powinno być przekonywanie osób, które mają świadomość a dotrzeć do nieprzekonanych - stanowczym głosem mówi ekspert, a Zuzanna Mielczarek dodaje, że pod pojmowaną przez większość nieświadomością mogą kryć się inne aspekty. - To często nie jest kwestia nieświadomości, a finansów. Charakterystyczna stolarka okienna z podziałami robiona na zamówienie to nie jest wybór większości osób. Powinny pojawiać się mechanizmy dofinansowań do remontów szanujących oryginalny sznyt architektoniczny, których często lokalnie brakuje - zaznacza.

Przepis na sukces

Jednym z mniejszych miast, które oparło swój rozwój i storytelling na dziedzictwie architektonicznym i odniosło sukces, jest Żyrardów. Miasto od 20 lat realizuje proces rewitalizacji. - Jest to proces, który wymaga czasu, zaangażowania, środków finansowych, a co ważne: współpracy wszystkich podmiotów. Udaje nam się łączyć te działania, również w sferze społecznej. Staramy się aktywizować mieszkańców, aby chętnie poznawali historię miasta i architektury - mówi Jacek Grzonkowski, dyrektor Wydziału Rewitalizacji i Rozwoju Urzędu Miasta Żyrardów, który był obecny na debacie w formie online. Dodaje, że dziedzictwo jest dla Żyrardowa jednym z filarów rozwoju. - Posiadamy ogromny zasób zabytków. Upatrujemy w dziedzictwie kulturowym szansę na dalszy rozwój, m.in. chcemy mocniej oprzeć na tym turystykę. Muzeum Lniarstwa nie tylko przyciąga turystów, ale buduje tożsamość miejsca – mówi ekspert i dodaje, że aby usprawnić proces dbałości o zabytki, miasto powołało biuro miejskiego konserwatora, który jest na miejscu.

Nowe w starym

Bywa, że w małych i średnich ośrodkach powstają nowe, wartościowe realizacje. FAAR Architekci tworzą m.in. w charakterystycznej Lanckoronie, Q2 Studio to w dużej mierze projekty kurortowe, zaś F-11 tworzy realizacje nawiązujące do Centralnego Okręgu Przemysłowego tj. Podkarpackie Centrum Nauki czy Muzeum COP-u w Stalowej Woli. Czy świeży projekt, nowa bryła może oddać hołd sąsiedzkiej spuściźnie?

Maciej Janczyk, działający w dużej mierze przy projektach hotelowych architekt, zauważa, że turystyka ma z tożsamością i dziedzictwem bardzo wiele wspólnego. - Trudno sobie wyobrazić hotel bez kontemplacji miasteczka, w którym się znajdujemy. Połączenie hotelarstwa z gminą i jej tożsamością jest bezwzględnie nierozerwalne. Storytelling, o który każdy dziś zabiega, zawsze czerpie z tradycyjnej architektury – podkreśla architekt.

- My jako architekci jesteśmy trochę zboczeni w stronę przyszłości w kontekście historii miast i tego, jak my interpretujemy kontekst. Odbiorcy widzą to zupełnie inaczej i tu pojawia się problem - mówi Krzysztof Faber. - My historyczne wątki przetwarzamy twórczo, a ludzie dalej twierdzą, że to nie pasuje. W Lanckoronie stworzyliśmy projekt, gdzie bardzo poważnie potraktowaliśmy kontekst. Jednak bez kopiowania.  Coś musi po nas zostać. Nie chcę kopiować przeszłości a przekazywać ją w nowej formie. Potężnym narzędziem dla kontynuowania i interpretowania tradycji architektonicznej jest miejscowy plan, który może pomóc w kształtowaniu lokalnej świadomości – podkreśla architekt.

3 razy E - edukacja, edukacja, edukacja

Jednak według ekspertów, nawet najlepszy plan w zetknięciu ze słabo wyedukowanym społeczeństwem nie zadziała. - Od 6 lat prowadzę warsztaty dla dzieci. W przeciągu roku widzę duży progres jeśli chodzi o wiedzę architektoniczną. Wystarczy o tym uczyć! –mówi Krzysztof Faber.

Maciej Janczyk dodaje oliwy do ognia. - W porównaniu z Holandią czy Niemcami jesteśmy poszkodowani w kontekście programu edukacji, w którym w stopniu nikłym rozmawia się o pięknie, kompozycji, sztuce, czy estetyce. Stąd ta niska świadomość i zaprzepaszczanie dziedzictwa - zaznacza architekt.

- Ubolewam nad sformułowaniem, że o gustach się nie dyskutuje. Otóż w przypadku architektury się dyskutuje. Kompozycja, skala, kolor, faktura – mamy obowiązek wyznaczać pewien rytm w mieście – twierdzi Marcin Furtak. – Niestety, ale oceniając tylko i wyłącznie program edukacji w Polsce dochodzę do wniosku, że ludzie, którzy decydują o losie budynków w małych miastach w dużej mierze nie zetknęli się z podstawowymi pojęciami ze świata architektury i decyzje podejmują intuicyjnie. – Musimy pobudzać umysły i edukować od podstaw! - zaznacza Furtak.

Olga Drenda zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt. - Warto zadbać o to, aby młodzi ludzie nie chcieli tak masowo po maturze wyjeżdżać z małych miast. To jest ogromne wyzwanie. Należy się zastanowić, co sprawia, że dane miejsce działa i chce się w nim mieszkać. Myślę, że tu chodzi o to, że ono nie jest anonimowe i pozwala na integracje mieszkańców – podkreśla pisarka.